Cześć, po powrocie z Azji potrzebowałam chwili, aby ułożyć sobie w głowie to, co się wydarzyło. Jeszcze nie wiem, czy lubię ten kontynent. Do Japonii nie muszę już wracać (choć pewnie jak się taka okazja przydarzy, to nie odmówię), ale o Wietnamie nie mam jeszcze wyrobionego zdania. Tutaj możecie rzucić okiem, jaki był plan. I w związku z tym, że mam mnóstwo myśli w głowie i jeszcze więcej emocji, zacznę od przygody w Pekinie 🙂 O 5 rano pojawiliśmy się na lotnisku. Mimo tego, że przeczytałam wiele wpisów na blogach o tym, jak się dostać na Mur, nie było to proste. Przede wszystkim na lotnisku w Pekinie nie działa Wi-Fi. Można próbować się zalogować, czekać na kod, który przychodzi smsem, to po każdej próbie połączenia się z jakąkolwiek stroną czy aplikacją googlową zostaje się automatycznie wylogowanym. I cała zabawa zaczyna się od początku. Także z reguły pomocna wyszukiwarka google odpadła, google maps czy moje mapy również nie zadziałały. Chcieliśmy ściągnąć maps me, ale sklep z aplikacjami też jest google, więc nie działa. Próba pobrania lokalnej przeglądarki skończyła się fiaskiem, ponieważ wszystko jest po chińsku, więc nie znaleźliśmy też miejsca, gdzie można byłoby zmienić język. Na szczęście zrobiłam kilka screenów jeszcze w Polsce i na tym się opieraliśmy. Punkt 1 – zdobądź 24h wizę. No i zaczęły się schody. Najpierw obsługa lotniska kazała nam stanąć w najdłuższej kolejce na lotnisku. Po podejściu do okienka, powiedzieli, a w zasadzie pokazali, że powinniśmy być w kolejce obok -> Loty tranzytowe, Tajwan i jeszcze jakieś państwo, którego już nie pamiętam. Wydawało mi się to podejrzane, ale kazali, to staliśmy. W okienku otrzymaliśmy info, że powinniśmy pójść jeszcze bardziej w lewo, do kolejnej kolejki. Ciągnęła się na pół lotniska, ale nie mieliśmy wyboru – staliśmy. W pewnym momencie obsługa kazała 90% osób iść. Gdzieś. Pokazali kierunek. Go. Gdy się zorientowaliśmy, że chodziło im o kolejkę 1, wróciliśmy i tam poznaliśmy czteroosobową grupkę młodych ludzi z Łodzi, których przygoda ze zdobyciem wizy wyglądała bardzo podobnie, tylko w trochę innej kolejności. Zgadaliśmy się, że wszyscy mamy 15h i podobny plan – zobaczyć mur w Mutianyu na własne oczy. Razem raźniej pokonywać przeszkody, stawiane przez Chińczyków. Jak już udało nam się dotrzeć do okienka, okazało się, że powinniśmy wypełnić niebieską karteczkę, a nie żółtą, ale to już był nieduży problem. Z wizą w paszporcie (na szczęście jest darmowa) znaleźliśmy się wszyscy ponownie w kolejce nr 1. I finalnie zostaliśmy wpuszczeni ok. To jest jedyne słuszne miejsce, gdzie można zdobyć wizę na 24h. Nie dajcie się przegonić, nie bierzcie numerków. Stawajcie w kolejce i stójcie. Punkt 2 – dostać się do miasta. Czyli przejechać lotniskowym pociągiem z terminala T2E na T3C. Tam zaatakowało nas kilku taksówkarzy, którzy całą 6 zawiozą na mur i z powrotem za jedyne 200 CNY, czyli ok. 100 zł za osobę. Gdy zaproponowaliśmy 100 CNY (tyle mniej więcej wyniosła nas podróż w dwie strony za osobę środkami komunikacji), jeden z nich powiedział, że jesteśmy głupi i splunął z oburzeniem… To się nazywa gościnność. Punkt 3 – komunikacją miejską na mur. Przeszliśmy ogromną halę, na której jest zarówno kantor jak i bankomat, znaleźliśmy Airport Express bus i za 25 CNY od osoby dojechaliśmy do stacji Dongzhimen. Zajmuje to ok 30 minut. Wtedy tez mieliśmy okazję zobaczyć Chiny po raz pierwszy z bliska 🙂 Szału nie ma 😉 Następnie przesiedliśmy się do autobusu 916, którym planowaliśmy jechać do stacji Huairou – 12 CNY za osobę. Na szczęście jechała z nami grupka niemieckich turystów, z którymi był przewodnik, więc wiedzieliśmy, gdzie wysiąść. Kolejny punkt to negocjacje z taksówkarzami, aby zawieźli nas na miejsce. Udało się za 80 CNY za przejazd, czyli 13,3 CNY za osobę. Punkt 4 – Wielki Mur Chiński, zwany też Murem 10 Tysięcy Li Teraz już tylko kupujemy bilet za 120 CNY, który obejmuje również bus. Podjechaliśmy 5 minut i mieliśmy do pokonania już jedynie 1235 schodów. I powiem Wam, że było warto! Wielki Mur Chiński robi ogromne wrażenie. Gdy opuściliśmy Wielki Mur Chiński i zeszliśmy na dół w Polsce była 😀 Droga powrotna minęła nam bez większych problemów. Każdy zapamiętał jakiś szczegół i w 6 osób udało nam się ją bezproblemowo odtworzyć. Na lotnisku byliśmy 4h przed odlotem, więc jeszcze zdążyliśmy wspólnie zjeść obiad. Ekipa z Łodzi poleciała na Filipiny, a przed nami Wietnam.
Mur obronny – ciągła konstrukcja warowna w postaci muru wykonanego z kamienia lub cegły. Podstawowa część każdej murowanej fortyfikacji . Mur obronny może stanowić zarówno samodzielną budowlę (np. Wielki Mur Chiński) lub stanowić zamkniętą zaporę fortyfikacyjną otaczającą miasto, zamek lub fort. Obronność muruNajdłuższym murem świata jest mur chiński mający w swej części 3460 km. jego wysokość wacha się od 4,5 do 12 metrów zas grubość sięga 9,8 metra. Jakiej grubości mur o uśrednionych wymiarach można by zbudować z granitu zużytego na budowe piramidy Cheopsa?.
Wielki Mur Chiński to zabytek, o którym słyszał chyba każdy. Jednak mimo jego popularności, wciąż istnieje jeszcze wiele nierozwiązanych lub kontrowersyjnych kwestii. Jedną z nich jest spór dotyczący rzeczywistej długości muru, inną – krwawa historia jego powstania. Mimo to, a może właśnie dlatego, zabytek ten wciąż fascynuje, a wielu powracających z Chin turystów potwierdza, że budowla jest rzeczywiście warta obejrzenia. Położenie, granice i długość zabytku Powstanie Wielkiego Muru Chińskiego Najpopularniejsze fragmenty muru – Badaling i Mutianju Porady dla turystów Długość muru chińskiego to wciąż kwestia sporna Wielki Mur Chiński zwany również „Murem 10 000 Li” to system obronny, który przybiera różne formy na różnych odcinkach. W jego skład wchodzą zatem zapory naturalne, forty i wieże obserwacyjne oraz mury obronne – kamienne, murowane i wzniesione z ubitej ziemi. Przyjmuje się, że Wielki Mur Chiński rozciągał się od Shanhaiguan leżącym nad zatoką Liaodong aż do Jiayuguan w górach Nan Shan. Jego długość wynosiła ok. 2400 km, choć niektóre źródła podają znacznie większą cyfrę oscylującą w okolicach 20 tys. km. Zazwyczaj te co większe szacunki uwzględniają jednak nie tylko wszelkie rozgałęzienia, ale również naturalne części systemu obronnego, jak na przykład rzeki. Dokładna jego długość nie jest jeszcze znana, a obecnie trwają prace nad komputerowym odtworzeniem muru z czasów jego największej świetności. Cel powstania muru chińskiego i krwawa historia Umocnienia mające chronić imperium były wznoszone w różnych miejscach na przestrzeni lat – w zależności od aktualnej sytuacji politycznej. Celem Wielkiego Muru Chińskiego była przede wszystkim ochrona przed najazdami ludów Wielkiego Stepu. Warto również wspomnieć, że ten legendarny kolos powstawał aż blisko 2000 lat! Mur Chiński nie bez powodu jest jednym z cudów współczesnego świata. Doceniono go za imponującą budowlę pod względem wytrzymałości i solidności konstrukcji. Szacunki mówią również, że przy jego budowie pracowało w sumie ok. 300 tysięcy robotników, choć inne źródła podają, że do prac mogło zostać przymuszonych aż 3,5 mln Chińczyków, co w czasach budowy oznaczałoby wykorzystanie 70% populacji. Wieść niesie, że ze względu na spartańskie warunki pracy każdy metr muru został przypłacony życiem przez aż trzech robotników, a jedynie trzech na dziesięciu pracowników wracało szczęśliwie do domu. To dlatego Wielki Mur Chiński uznawany jest za największy cmentarz świata. Jeden z mitów, jaki wyrósł na kanwie krwawej historii muru mówi, że do zaprawy używano kości zmarłych z wycieńczenia robotników, co miałoby w jakiś sposób tłumaczyć trwałość budowli. Jednak badania laboratoryjne dowiodły, że swoją wytrzymałość Wielki Mur Chiński zawdzięcza mączce ryżowej, która w połączeniu z wodą okazała się świetną zaprawą spajającą ze sobą cegły. Od dewastacji do światowego dziedzictwa Do jeszcze niedawna mur bynajmniej nie był traktowany jako zabytek, który należałoby objąć szczególną ochroną. Niejednokrotnie był on rozbierany w celu pozyskania materiałów do budowy domów. Nie posłużył mu także największy ze wszystkich wrogów – czas. Dopiero w 1987 roku Wielki Mur Chiński został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Z kolei 7 lipca 2007 roku uznano go za jeden z siedmiu nowych cudów świata. Mur Chiński to niesamowity (i ogromny) zabytek Badaling i Mutianju – najpopularniejsze destynacje Badaling to obszar leżący najbliżej od stolicy Chin, czyli ok. 70 km od Pekinu. Jest to jednocześnie najbardziej zatłoczona przez ruch turystyczny część muru. Z pewnością jednym z powodów popularności tego fragmentu budowli jest dobry dojazd. Badaling jest w większości odrestaurowanym fragmentem zabytku. Wiele osób uznaje to za wadę, ponieważ odnowienie odbiera mu nieco oryginalnego charakteru. Aby dostać się na mur, należy przejść przez pasaż. Znajdziemy w nim zarówno sklepy z pamiątkami, jak i lokalną gastronomię serwującą takie przysmaki, jak choćby szaszłyki z ośmiornicy. Zakupić tu można również owoce, orzechy czy słodycze. Mutianju to drugi, bardzo popularny fragment muru. Stanowi jego najdłuższą zachowaną część, która rozciąga się na długość 2 km od wieży nr 1 do 23. Uznaje się go za lepszą alternatywę dla Badaling – nie tylko dlatego, że jest mniej zatłoczony, ale także ze względu na jego dziewiczy charakter i obecny tam spokój. Mutianju został zbudowany z granitu, a mur ma tutaj wysokość ok. 6-7 m i szerokość 4-5 m. Na dole, u podnóża góry można znaleźć zarówno wiele straganów z pamiątkami, jak i restauracje i bary oferujące dania kuchni chińskiej. Bez względu na to, który fragment muru wybierzemy, na uwagę zasługiwać będzie nie tylko kunszt architektoniczny i ogrom przedsięwzięcia. Warto również rozejrzeć się dokoła i zachłysnąć widokiem roztaczających się wokół budowli zielonych pejzaży. Jak dostać się na Wielki Mur Chiński i o czym pamiętać? Ze względu na popularność Wielkiego Muru Chińskiego, wycieczkowych opcji nie brakuje - warto więc uważać na oszustów. Na miejsce najlepiej dostać się busem. Następnie mamy do wyboru kolejkę linową lub wyciąg krzesełkowy, które zabiorą nas na szczyt. Alternatywą są schody, jednak ta możliwość zarezerwowana jest dla wytrwałych. W przypadku Mutianju do pokonania jest bowiem aż 3000 stopni! Mur otwarty jest w godz. 8-17 w sezonie letnim oraz 8:30-16:30 w sezonie zimowym. Na Wielki Mur Chiński warto wybrać się wiosną lub jesienią. Nie jest wtedy tak gorąco, jak w porze wakacyjnej, a zarazem nie zamarzniemy smagani zimnym wiatrem. Ponadto, wiosną mur prezentuje się szczególnie pięknie. A to za sprawą kolorowych liści, które porastają go w tym okresie. Przygotowując się do wycieczki, warto pamiętać o zabraniu wygodnych butów sportowych. Jeżeli planujemy odwiedzić ten legendarny zabytek w ciepłą pogodę, należy również zadbać o ochronę przed słońcem, ponieważ, przebywając na murze, będziemy na nie skazani. Przyda się również spory zapas wody. Wielki Mur Chiński zbudowano na kamiennych fundamentach oraz z ubitej ziemi, która została obmurowana cegłami. Cała konstrukcja jest wzmocniona za pomocą wody i mąki ryżowej. Obiekt to nie tylko mur, ale także strażnice, wieże obronne czy magazyny, w których przechowywano żywność i amunicję. W 2007 roku zabytek został uznany za Być w Chinach i nie zobaczyć jednego z cudów świata? Tak być nie może! Planując naszą podróż po Chinach uwzględniliśmy oczywiście jednodniową wycieczkę z Pekinu na Wielki Mur Chiński. Chcąc ominąć tłumy turystów postanowiliśmy nie wybierać się na najpopularniejszy fragment muru, Badaling. Zamiast tego zaplanowaliśmy wycieczkę na odcinku od Jinshanling do Simatai. Ten 10 km odcinek potrafi przyprawić o szybsze bicie serca i to nie tylko ze względu na piękne widoki. Jak dostać się na Wielki Mur Chiński? Opcje są dwie. Pierwsze z nich jest bardzo prosta: wykupujemy wycieczkę w hostelu/hotelu/agencji turystycznej i nie martwiąc się o nic dajemy zawieźć się na Wielki Mur Chiński. Druga opcja wymaga nieco więcej zachodu, większych zdolności do targowania się i zapisanego na kartce numeru autobusu. W planie mieliśmy dojazd komunikacją publiczną z Pekinu w stronę Jinshanling, przejście fragmentu muru do Simatai i stamtąd powrót do Pekinu. Na karteczce mamy zapisane, że wybieramy się na Mur Chiński do Jinshanling. Napotkani przy dworcu Chińczycy wymachują rękami i kierują nas we właściwą stronę. Wyruszamy autobusem ze stacji Dongzhimen, bilety w środku bez słowa sprzedaje nam Pani Bileter i Kontroler w jednej osobie. Po mniej więcej godzinie jazdy autobus gwałtownie zatrzymuje się pośrodku niczego, a Pani głośno krzycząc pokazuje nam drzwi. Wysiadamy lekko zdezorientowani, bo Muru Chińskiego to nie widać w promieniu przynajmniej kilku kilometrów. Dookoła nas tylko droga, puste pola, opuszczony przystanek i dwa samochody. Tak, te samochody czekają na nas! Ktoś zdążył dać im cynk, że na Mur Chiński jedzie grupa turystów (jest nas w sumie dziewięcioro), czyli jest okazja do zarobku. Teraz następuje swoisty taniec między nami a chińskimi kierowcami – oni rzucają swoją ceną, my swoją i tak się targujemy do skutku. Nie, wcale nie zamierzamy jechać za pół darmo, ale pierwotna cena jest przynajmniej dwukrotnie wyższa od tej rzeczywistej. Po 15 minutach zażartego machania rękami w końcu dochodzimy do porozumienia. Zawiozą nas do Jinshanling, a po kilku godzinach odbiorą spod Simatai i odwiozą na autobus. Sukces! W końcu po 1,5 godziny docieramy do Jinshanling. Z Jinshanling do Simatai Przed nami 10 kilometrowy odcinek muru do przejścia. Warto zabrać ze sobą wygodne buty i prowiant, bo pokonanie tej trasy to przynajmniej czterogodzinny i wymagający spacer. Miejscami podejścia są tutaj bardzo strome, a droga sama w sobie jest wyboista, głównie ze względu na odpadające cegły. Jeszcze zanim zaczniemy naszą wycieczkę możemy zrobić ostatnie zakupy (nieco tandetne pamiątki oraz przekąski i napoje) na tutejszych straganach. Po raz kolejny możemy się też przekonać o nieustępliwości chińskich sprzedawców – jedna z Pań upatrzyła w sobie w nas niezłe źródło zysku. Najpierw próbowała sprzedać nam pocztówki, potem butelki z wodą (a mieliśmy własny zapas). Kobieta była tak uparta, że zaczęła po prostu za nami podążać – najpierw po schodach na Mur Chiński, a potem dalej, trzymając się w niewielkiej odległości, w razie gdyby jednak naszła nas ochota na zakupy. W końcu, kiedy minęło już dobrze pół godziny od naszego pierwszego spotkania i widząc, że Pani ani myśli zrezygnować z wycieczki i będzie nam towarzyszyć do końca trasy, zakupiliśmy w iście promocyjnej cenie pamiątkowe kartki. Zadowolona z siebie odwróciła się na pięcie i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Teraz mogliśmy już jedynie podziwiać zapierające dech widoki. Dech zapierało nam też dość często od dużej liczby stromych schodów, ale było warto. Jak tylko okiem sięgnąć przed nami ciągnął się mur, przerywany co jakiś czas wieżami obserwacyjnymi. Pnie się w górę, w dół, skręca. I to aż po horyzont. I choć pogoda początkowo zupełnie nam nie dopisywała – dopadł nas jesienny chłód, a nad głowami ciężko wisiały chmury – to było to niesamowite przeżycie. Szczególnie mając na uwadze, jak wiele pracy i ludzkiego życia pochłonęła budowa tego muru. Mieliśmy też bardzo dużo szczęścia, bo na tym fragmencie Muru Chińskiego byliśmy praktycznie sami, po drodze spotkaliśmy jedynie dwie osoby oraz ekipę łatającą dziury w murze. I o to nam chodziło! Żeby uniknąć tłumu turystów i w spokoju, do woli kontemplować tą chwilę. Jeśli marzycie o takim właśnie doświadczeniu, to koniecznie wybierzcie właśnie ten fragment muru do odwiedzenia. Mniej więcej w połowie drogi, w jednej z wieży czekała na nas niespodzianka. Moi drodzy, otóż musieliśmy kupić bilety wstępu na Mur Chiński. Po raz drugi, bo pierwszy raz zapłaciliśmy za wstęp już w Jinshanling. Nie ma zmiłuj, przecież nie będziemy się wracać! Gdy powoli zaczęliśmy zbliżać się do Simatai w końcu zza chmur nieśmiało wyjrzało słońce. To była niesamowita wycieczka i jeśli kiedykolwiek będziecie w Chinach to absolutnie musicie tu przyjechać. To miejsce robi ogromne wrażenie! WuN849r.